Wzięła sprawy w swoje ręce.
W kampanii pojawiły się różne banery, nie tylko chwalące kandydatów, ale także karcące. Te krytykujące jednego z kandydatów bardzo zdenerwowały Jolantę Trytko przewodniczącą Rady Gminy w Nysie.
Ta Pani postanowiła rozwiązać problem w sposób, który na stałe wpisze się w kanon "kreatywnego" zarządzania kryzysem. Zamiast czekać na Państwową Komisję Wyborczą lub policję wydała dekret godny rewolucjonisty.
Nowa strategia walki z banerami
Pewnego ranka (30 maja godz 9:06) na jej profilu w mediach społecznościowych pojawił się wpis. W poetyckim wezwaniu Przewodnicząca ogłosiła:
- "kochani. Rafał potrzebuje Waszej pomocy. Pod osłoną nocy odbyła się zmasowana akcja PIS-u w całej Polsce. banery obrażające Rafała ściągajcie je. Nie ma czasu na policję. Bierzemy sprawy w swoje ręce."
Czym jest ten czyn w świetle prawa?
Publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa jest czynem karalnym, a sprawa ta jest tym bardziej poważna, że dotyczy osoby piastującej publiczne stanowisko.
* Publiczne nawoływanie do przestępstwa to przestępstwo uregulowane w art. 255 Kodeksu karnego. Nawoływanie do niszczenia banerów, które jest formą uszkodzenia mienia (przestępstwo z art. 288 K.k.), podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2.
Nieznany właściciel banerów to nie problem.
Nawet jeśli nie da się zidentyfikować poszkodowanego, czyli właściciela banerów, nie uniemożliwia to prowadzenia postępowania. Czyn, jakim jest nawoływanie do przestępstwa, jest ścigany z urzędu. Oznacza to, że policja lub prokuratura, po otrzymaniu zgłoszenia, ma obowiązek podjąć działania, niezależnie od tego, czy ktokolwiek złożył skargę.
Brak oznaczenia banerów nie jest usprawiedliwieniem
Warto również podkreślić, że wszelkie argumenty dotyczące braku formalnego oznaczenia banerów wyborczych lub ich "obraźliwego" charakteru nie mogą być traktowane jako usprawiedliwienie dla nawoływania do ich niszczenia. Prawo wyraźnie stanowi, że nawet materiały wyborcze umieszczone z naruszeniem przepisów Kodeksu wyborczego nadal podlegają ochronie prawnej.
Zamiast brać sprawy w swoje ręce, odpowiednim działaniem byłoby zgłoszenie domniemanych nieprawidłowości do Państwowej Komisji Wyborczej lub innych właściwych organów, a nie publiczne nawoływanie do łamania prawa.
Incydent ten z pewnością podważa zaufanie do osoby piastującej publiczne stanowisko i stawia pytanie o granice swobody wypowiedzi w sferze publicznej, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej.
Zawiadomienie o przestępstwie... i co dalej?
Jak to w wolnym kraju bywa, znalazł się ktoś, kto postanowił zgłosić całą sprawę na policję. Postępowanie ... umorzono, jeśli dobrze zrozumiałem nie znajdując podstaw do jego prowadzenia. - czekam na stosowny dokument od zgłaszającego obywatela.
Dziś, gdy kurz po wyborach już opadł, cała sytuacja wydaje się farsą. Jak to możliwe, że publiczne nawoływanie do czynu, który z Kodeksu Karnego znany jest jako zniszczenie mienia, nie doczekało się finału w sądzie? Czyżby polski Kodeks Karny miał poczucie humoru? Czy może ścieżki prawne są tak kręte, że tylko wybrańcy potrafią je pokonać?
Czekamy na więcej informacji na temat tej sprawy, bo jak widać, nawet w tak poważnej materii jak prawo, można znaleźć odrobinę absurdu.
Napisz komentarz
Komentarze